Visolvit – smak szczęśliwego dzieciństwa
Smak legenda. Każdy, kto był dzieckiem w czasach PRL, na pewno go pamięta.
Słodki, ale jednocześnie na tyle kwaśny, że wykrzywiał buzię. Trochę szczypał i jakby „bąbelkował” na języku, który pozostawał po nim cudownie żółty. Język, ale też palec, bo oczywiście jadło się go prosto z torebki, którą na końcu trzeba było obowiązkowo rozerwać i wylizać wszystko co do grama z każdego zakątka!
To okropne ograniczenie: tylko 1 saszetka dziennie?!
Krótko mówiąc – był pyszny!
Kto nie żył w tamtych czasach, w których w sklepach wszystkiego brakowało, ten nigdy nie zrozumie radości, gdy w nylonowej siatce z zakupami przynosiła go mama!
Lepsza (bo słodsza!) była chyba tylko (jedzona w podobny sposób) „oranżada w proszku”, ale i ją trudno było kupić. Czasem, w upalne dni, mama przygotowywała z Visolvitu pyszny napój. Ale na drugi nie dawała się już namówić.
Tajemnice, czyli co można było wyczytać z opakowania
W aptekach pojawił się w połowie lat 70. i całkiem długo był na receptę.
Na początku na opakowaniu znajdował się odwrócony tyłem, piszący na tablicy chłopczyk. Chłopczyk miał „geometryczne” ubranko, a pisane na tablicy litery nie tylko podpowiadały, że zawartość pudełka przeznaczona jest dla młodzieży, która dopiero uczy się pisać, ale też jakie witaminy kryje ta absolutnie obłędna ambrozja!
Żelki i łobuz z włosami „NA ŻEL”
W 2010 roku markę Visolvit odkupiła firma Angelini (dawniej Medagro), która już cztery lata później wprowadziła Visolvit w postaci żelków, czym od razu podbiła serca (i podniebienia!) kolejnych pokoleń.
W 2017 roku pojawił się nowy truskawkowy smak, a opakowanie uzyskało obecny wygląd. Na pewno znacie sympatyczną postać roześmianego łobuza o niebieskich oczach i pomarańczowych włosach. Wierzcie – ma chłopak temperament i na pewno dogadałby się z dziećmi, które „wariowały na podwórkach” w latach 70. czy 80.
„Visolvit – dla niego warto było chorować!”